Kulisy branży laserowej – czy zmierzamy ku autodestrukcji?

Na wstępie chciałbym się przedstawić – nazywam się Szymon Korba i jestem jednym z właścicieli firmy LSC Sp. z o.o. Po kilku latach działalności w branży postanowiłem w końcu zabrać głos w przestrzeni blogowej.
Seria moich wpisów będzie poświęcona budowaniu świadomości klientów oraz obalaniu coraz częstszych mitów i półprawd, jakie pojawiają się w branży laserowej.
Aby lepiej zrozumieć, skąd się biorą obecne problemy, warto cofnąć się do samego początku – czyli do koncepcji wdrażania technologii laserowej w przemyśle. Początkowo celem było przede wszystkim zwiększenie jakości produkowanych komponentów, poszerzenie możliwości technologicznych i rozwiązywanie problemów produkcyjnych, które pojawiały się już na etapie projektowania. Chodziło o konieczność zastąpienia tradycyjnych metod produkcji bardziej nowoczesnymi, wynikającymi z postępu technologicznego i rosnących wymagań, np. dotyczących precyzji w branży motoryzacyjnej.
W pierwszych latach jedynie giganci tacy jak Airbus, Siemens czy Mercedes-Benz mogli pozwolić sobie na inwestycję w lasery. Technologia była kosztowna, trudna dostępna i zarezerwowana wyłącznie dla największych.
Z biegiem lat, dzięki rozwojowi techniki, technologia laserowa stała się coraz bardziej przystępna – dziś korzystają z niej nie tylko duże koncerny, ale także średnie, małe firmy, a nawet jednoosobowe działalności. Ale żeby do tego doszło, musiało minąć ponad 60 lat.
Obecnie lasery wdrażane są przede wszystkim z myślą o generowaniu oszczędności – mają obniżać koszty produkcji i skracać jej czas.
Druga dekada lat 2000. była początkiem złotego okresu dla producentów i dostawców laserów. To właśnie wtedy technologia zaczęła przebijać się do mikro- i małych przedsiębiorstw, które w Polsce stanowią zdecydowaną większość. I to właśnie one stały się głównym odbiorcą tej technologii.
Dziś dotarliśmy do momentu, w którym lasery są nie tylko ogólnodostępne, ale i… modne. Każdy może je posiadać – ale też każdy może je sprzedawać. A jak działa handel? Zasady są wszędzie te same – nieważne, czy sprzedajesz skarpety na targu, czy urządzenia za kilkadziesiąt tysięcy euro. Brzmi absurdalnie? Może i tak, ale niestety taka jest rzeczywistość.
Nie wspominam o tym przypadkiem. Obserwujemy coraz więcej firm, które „z dnia na dzień” oferują spawarki, czyszczarki, znakowarki czy wycinarki laserowe – firmy, które jeszcze niedawno sprzedawały dosłownie wszystko, tylko nie technologię. Piszę to bez złośliwości i bez obrażania nikogo – ale problem jest realny.
Co więc jest nie tak?
Oczywiście w Polsce są też solidne firmy – zarówno dostawcy, jak i producenci laserów – które działają od lat. I choć formalnie są naszą konkurencją, to ich obecność i ekspansja na rynki zagraniczne może tylko cieszyć. Cieszy nas też fakt, że Polska zaczyna być kojarzona z dobrą jakością i że jako branża współtworzymy ten wizerunek.
Ale to wyjątki. Dominują dziś twory chwilowe – firmy, które powstały dosłownie kilka miesięcy temu, a już kreują się na międzynarodowych liderów. Opowiadają przyciągające historie – niestety, często całkowicie zmyślone – byle tylko doprowadzić do sprzedaży. Problemy pojawiają się później: brak wsparcia, brak wiedzy technicznej, brak zaplecza serwisowego.
Z perspektywy naszej firmy, która przez lata budowała swoją markę i reputację, ta sytuacja ma dwie strony medalu.
Z jednej strony – powiedzmy sobie szczerze – część „konkurencji” eliminuje się sama. Sprzedają kilka urządzeń, po czym znikają z rynku, nie radząc sobie z serwisem, reklamacjami i ogólnie – rzeczywistością. Dzięki temu nie musimy prowadzić agresywnej walki marketingowej – klient sam weryfikuje rynek.
Z drugiej strony – i to już mniej zabawne – cierpią na tym ludzie. Klienci, którzy zostają z niesprawnym urządzeniem, bez wsparcia, bez wiedzy co dalej. Często to ich jedyna inwestycja – oszczędności życia. I kiedy zamiast oszczędności mają tylko problemy, zaufanie do całej technologii spada. A przecież miało być inaczej.
W takich przypadkach pierwotna koncepcja – czyli inwestycja w laser w celu optymalizacji produkcji – zupełnie się rozmywa. Bo zamiast usprawnień, pojawiają się koszty: serwisu, przestojów, czasem napraw przewyższających wartość samego urządzenia.
Kolejny temat, który budzi mnóstwo kontrowersji, to jakość i trwałość tych „tanich” maszyn – ale temu poświęcę osobny artykuł.
Dziś chciałem zwrócić uwagę na coś innego: to zjawisko nie dotyczy tylko pojedynczych osób. Ono wpływa na cały rynek. Na postrzeganie technologii laserowej, na decyzje zakupowe, na nastroje w grupach i forach dyskusyjnych.
Jeśli obecny trend się utrzyma, istnieje ryzyko, że rynek zostanie nasycony urządzeniami niskiej jakości, często pozbawionymi odpowiedniego wsparcia posprzedażowego. Może to stopniowo prowadzić do spadku zaufania klientów i naturalnego spowolnienia rozwoju całej branży. W dłuższej perspektywie może się nawet okazać, że liczba dostawców przewyższy liczbę realnych nabywców, co negatywnie wpłynie na równowagę rynkową.

CEO LSC Laser Systems, przedsiębiorca z zapleczem inżynierskim i wieloletnim doświadczeniem w zarządzaniu firmami technologicznymi. Na blogu dzieli się praktycznymi spostrzeżeniami z zakresu technologii laserowej, automatyzacji i rozwoju biznesu.